Przejdź do głównej zawartości

Świat przepełniony magią

Świat ocieka magią, a ja zamierzam to zmienić. Każdy lubi historyczne opowiadania, w których elfy, krasnoludy, orkowie i ludzie posługują się magią. Dzieje naszych przodków faktycznie okazują się być bogate w liczne bitwy z wykorzystaniem nadprzyrodzonych zdolności magów i mogą napawać dumą naszych współczesnych adeptów tej pradawnej sztuki. Jednak dziś sprawy wyglądają inaczej, ponieważ wszystko uległo zmianie wraz z pojawieniem się Oni. Skąd przybyły? Tego nie wie nikt. Dlaczego tu są? Moja odpowiedź jest taka, że zadomowiły się w naszym świecie, bo wyczuły ogromne pokłady mocy występujące we wszystkich żyjących istotach zamieszkujących Ziemię i postanowiły na nich żerować. Moim zdaniem są to istoty magiczne, w tym sensie, że ich istnienie jest podtrzymywane właśnie przez obecność magii. To wirusy, które żerują na światach. Ilekroć znajdą planetę przepełnioną magią, zadomawiają się na niej, wykorzystują swoje zdolności do nienaturalnego nasilania obecności magii, żeby w jak najkrótszym czasie wydobyć jej ukryte pokłady i tym samym żywić się jej obecnością. Nie znają umiaru. Demony jakimi są Oni nie chcą posilać się rozsądnymi porcjami, ponieważ wolą każdorazowo doprowadzać do niekontrolowanej eksplozji występowania czystej mocy, jaką jest magia. Dzięki temu mogą rosnąć w siłę i uczestniczyć w czymś, co porównałbym do niezdrowego obżarstwa… w tym wypadku daniem głównym jest czysta moc. Niestety będzie to opłakane w skutkach dla wszystkich żywych istot. Nasz świat umiera pomimo tego, iż pozornie wygląda to na jego największy w historii rozkwit. Zamierzam przerwać ten proces zanim przekroczony zostanie punkt krytyczny. Ja, Cassus, ork z plemienia odwiecznych wojowników od zawsze wyrzekających się magii i jeden z nielicznych współczesnych, który nie odczuwa na sobie jej oddziaływania, mam misję do spełnienia.
***
Wszedłem do baru, w którym natychmiast przywitały mnie nieufne spojrzenia, okazjonalnie przepełnione odrazą. Wszyscy mogli wyczuć, że nie przepływa przeze mnie magia. Wszyscy wiedzieli, że moi przodkowie musieli całkowicie odrzucić tę moc tysiące lat temu i że nikt z mojego klanu nie zdecydował się na uprawianie sztuk magicznych. W świecie odmienionym przez Oni, to był problem.
- A więc to prawda, istnieją jeszcze tacy odmieńcy jak ty – barman przestał przecierać blat, uśmiechnął się od ucha do ucha, ukazując przy okazji swoje sztuczne srebrne zęby i skupił całą swoją uwagę na mnie.
- Szukam elfa, którego imię brzmi Baelen. Podobno mogę go tu znaleźć.
Uśmiech barmana zniknął i został zastąpiony przez złowrogi grymas.
- Nie ma tu takiego. Podobno orkowie bez dostępu do mocy magicznych mają się za wielkich wojowników. Czy to prawda?
- Nalegam na możliwość skontaktowania się z Baelenem, to dla mnie ważne. Nie interesuje mnie konflikt. Jestem gotów zapłacić…
- Słyszałem, że macie się za wybitnych wojowników i że niczego się nie boicie. Wiesz co o tym myślę? Myślę, że to bardzo głupie i że powinniście mieć więcej szacunku do osób wykorzystujących tajemne moce tego świata.
- Przyniosłem rzadką runę, uznaj to za dowód dobrej woli. Po spotkaniu z Baelenem jestem gotów zapłacić dwa tysiące kredytów.
- Ty chyba jesteś głuchy? Albo głupi? Nie rozumiemy się, mówię grzecznie, żebyś wypierdalał, a ty dalej swoje!
Irytacja barmana przyczyniła się do podwyższenia potencjału magicznego, który od tej pory stał się widoczny za sprawą jego oczu emanujących błękitnym światłem. Szklanka postawiona na blacie zaczęła drżeć, a unosząca się ręka mojego rozmówcy zdradziła mi jego zamiary. Chciał mnie zaatakować zaklęciem. Decyzja ta była oparta na braku fundamentalnej wiedzy. Człowiek ten nie zdawał sobie sprawy z faktu, iż istoty wyrzekające się magii przez wiele pokoleń, stawały się niewrażliwe na jej obecność. W żadnej chwili mojego życia magia nie przepływała przez moje ciało, tak jak ma to miejsce w przypadku wszystkich innych form życia. Wiąże się to z ograniczonym wpływem zaklęć na moją osobę, lecz to nie wszystko. Czasoprzestrzeń nasycona magią staje się cięższa, a czas płynie w niej wolniej. Z perspektywy wszystkich osób znajdujących się w barze, wszystko jest w jak najlepszym porządku i nic nie ulega zmianie. Ja natomiast dostrzegam jak wszystko wokół mnie wyraźnie spowalnia. Technika praktykowana w moim klanie przez tysiąclecia sprawia, że mogę potęgować efekty tego zjawiska do tego stopnia, iż uzyskuję istotną przewagę nad moimi przeciwnikami nasączonymi mocą.
Chwyciłem za pistolet, zdecydowanym ruchem wydobyłem go z kabury i przyłożyłem lufę do czoła barmana. W tym czasie jego ręka znajdowała się na wysokości jego klatki piersiowej, a dłoń była wypełniona mieniącą się na wiele kolorów kulą mocy. Pociągnąłem za spust i wtedy… czas znów zaczął płynąć normalnie. Wszelkie objawy magicznych mocy zanikły. Zwłoki barmana uderzyły o podłogę. W pomieszczeniu zapadła absolutna cisza. Nie odwracając się od baru, schowałem broń i jeszcze raz zadałem pytanie:
- Szukam elfa. Baelen. Gdzie go znajdę?

Druga część opowiadania: Cyberpunk i demony.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anomalia w statku kosmicznym Atena

Gdy tylko doktor Kelly postradał zmysły i zaczął mordować wszystkich mieszkańców habitatu, wiedziałem co muszę zrobić. Ubrałem skafander i wyruszyłem w podróż w nieznane. Lepsze to, niż bycie zaszlachtowanym przez obłąkańca. Do tej pory tylko Kelly wyruszał na regularne misje badawcze poza habitat, podczas których mógł być narażony na kontakt z wędrującą energią. Wiedzieliśmy o jej istnieniu i byliśmy ciekawi jej pochodzenia oraz wpływu na ludzki umysł. Mimo tego, podjęte przez nas ryzyko było całkowicie zbędne. Niestety zrozumiałem to stanowczo za późno. Prawda jest taka, że nie powinniśmy byli wysyłać żadnych ludzi poza habitat, w chwili gdy odczyty wskazywały na obecność wędrującej energii. Nasza skromna misja naukowa po prostu nie była do tego odpowiednio przygotowana. Teraz znajduję się na bezkresnej pustyni i zmierzam przed siebie. Moim jedynym celem jest pewna śmierć na powierzchni obcej planety, która zafascynowała mnie do tego stopnia, że pozwoliłem sobie na złamanie podstaw...

Chwila zapomnienia

Miecz w dłoń i do boju. Naprawdę myślałem, że to będzie takie proste. Wyobraziłem sobie, że ruszę przed siebie i zacznę zgładzać moich wrogów, jeden po drugim. Niestety rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje oczekiwania. Zostałem zraniony i schwytany do niewoli. Teraz leżę na zimnym kamieniu, w samym sercu podziemnego lochu, gdzie jedynym źródłem światła są oszczędnie rozmieszczone pochodnie na ścianach. Mam dużo czasu na przemyślenia, więc zastanawiam się między innymi nad tym, czy cała ta wojna ma jakikolwiek sens? Jakie to ma znaczenie kto wygra a kto przegra, skoro ostatecznie chodzi jedynie o napełnienie kieszeni jednego z panujących władców. Tacy prości ludzie jak ja, mają swoje własne zmartwienia, które ostatecznie nikogo nie obchodzą. Przykładowo, leżę w ciemnym lochu i oczekuję na dzisiejszą walkę, ponieważ strażnicy wymyślili sobie, że będą organizować potyczki między więźniami. Dlaczego to robią? Bo mogą. Bo nasz los nikogo nie obchodzi. Bo jestem jednym z wielu anonimow...

Magiczny miecz tysiąca dusz

Bolemir zdawał sobie sprawę, że zaklęcie wkrótce go zabije. Musiał zatem podjąć trudną decyzję: otworzyć zaciśniętą dłoń i pozwolić aby miecz tysiąca dusz zniknął na zawsze, nie pozostawiając po swym istnieniu choćby najdrobniejszego śladu, albo trzymać zaciśniętą dłoń na rękojeści, aż zaklęcie skonsumuje jego duszę. Zważywszy na poświęcenie z jakim Bolemir, syn Izbora, ciężko chorego króla państwa Caecus, podjął się poszukiwań legendarnego, niemal tak starego jak cały znany świat, zakazanego miecza tysiąca dusz... odpowiedź zdawała się być jasna. Syn Izbora musiał wytrwać proces trawienia duszy do samego końca. Jego przeraźliwy krzyk rozległ się po całej krypcie, a usłyszały go nawet demoniczne istoty, od wieków skrywające się w mrocznych zakątkach tego przeklętego miejsca. W jego oczach rozlała się bezkresna biel, z której emanowało światło, będące wynikiem przepełniającej go magicznej mocy. Była to zakazana siła, pochodząca bezpośrednio od tysiąca dusz najlepszych wojowników stare...