Przejdź do głównej zawartości

Armia ciemności

Przeklęty król nie był wzorem moralności ani przykładem ludzkich cnót. Był zdeterminowany do osiągania swoich celów za wszelką cenę i nie obawiał się ponoszenia związanych z tym konsekwencji. Mimo tego, nawet ktoś taki jak on poczuł zgorszenie w chwili, gdy przyszło mu być świadkiem narodzin czarnej, zmiennokształtnej substancji, niczym nieprzypominającej ludzkiej istoty.

Pierwsza część opowiadania: Magiczny miecz tysiąca dusz.

Efektem zakazanej magii oraz spółkowania z Ishtar, była niemal natychmiastowa ciąża i równie szybki poród czegoś odrażającego. Po przyjściu na świat, czarna substancja zaczęła się replikować. Szybki podział zaowocował dokładnie tysiącem kopii, które wymagały już tylko jednej rzeczy. Bolemir musiał użyć swojego miecza i sprawić, aby ziemia zaczęła krwawić. Ishtar poprosiła go o to, ponieważ był to sposób na zapewnienie poczwarom pożywki niezbędnej do przybrania ostatecznej formy. Syn Izbora spełnił życzenie wampirzycy. Gdy tylko przeklęta posoka zaczęła wypływać z gleby znajdującej się przed jaskinią krwiopijców, tysiąc niewielkich poczwar zaczęło ją wchłaniać, tym samym posilając się i nabierając coraz większych rozmiarów. Ostatecznie wszystkie przybrały człekokształtną formę, lecz nadal były zbudowane z jednolitej, czarnej substancji, identycznej na każdym odcinku ciała. Łyse, odrażające figury, bez choćby prawdziwych oczu, w które można by spojrzeć. Stały i nie wykonywały jakichkolwiek ruchów.
- Doskonale - powiedziała podekscytowana Ishtar. - Teraz musimy zapewnić im dusze prawdziwych wojowników!
Wampirzyca zaskoczyła Bolemira. Będąc tuż za nim, wbiła szpony w jego gardło i rozpruła je, co doprowadziło do obfitego krwawienia. Następnie chwyciła za rękojeść miecza tysiąca dusz i przyłożyła palec wskazujący do głowni. W efekcie doszło do eksplozji, niszczącej broń oraz uwalniającej uwięzione w niej dusze. Nie był to koniec niedoli wspomnianych dusz, ponieważ tym razem zostały natychmiast wchłonięte przez armię tysiąca czarnych figur. Od tej pory dzieci Bolemira i Ishtar były jak dobrze naostrzona broń, gotowa do zadawania głębokich ran. Wystarczyło wydać odpowiedni rozkaz.

Dzieje kontynentu obrały dramatyczny kierunek. Niegdyś prosperująca i tętniąca życiem kraina, na której otwarte konflikty należały do rzadkości, zamieniła się w coś zgoła innego. Liczne ofiary w ludziach, stopniowe wymieranie przyrody, płonące wioski i podbite zamki. Niebo na stałe przybrało szkarłatny kolor, co było efektem czarnej magii i miało umożliwiać wampirom przebywanie na powierzchni za dnia. Zielone łąki i gęste lasy od tej pory były zastępowane przez pustynię wypełnioną czerwonym piachem. Krajobraz zapełniał się palami, na które nabijano nieposłusznych ludzi. Z kolei ci, którzy dobrowolnie ulegali wpływom Ishtar, musieli przejść próbę krwi, po której ich rola w nowym społeczeństwie stawała się klarowna. Każdy człowiek, który jest tego godzien, może przejść przemianę w wampira i cieszyć się nowym, wiecznym, lecz potępionym życiem dziecka mroku. Z kolei ci, którzy nie są godni, muszą służyć swym nowym władcom, a gdy zajdzie taka potrzeba, godzić się na bycie ich pożywieniem. Taka jest wola Ishtar, królowej zjednoczonych państw przeklętego kontynentu wampirów oraz jedynej istoty mogącej zapanować nad śmiercionośną armią tysiąca figur. Zabicie choćby jednego żołnierza stojącego w szeregach armii ciemności, było niemożliwe za pośrednictwem tradycyjnych metod. Stal gięła się na ich ciałach. Strzały nie mogły ich przebić. Ogień nie miał najmniejszego wpływu. Istoty stworzone za pomocą czarnej magii mogły być zniszczone wyłącznie magią, a nikt na kontynencie za wyjątkiem Ishtar, nie posiadał magicznych zdolności, nawet dzieci mroku.

Weles

Siwy, brodaty, przygarbiony starzec, podpierający się na przewyższającej go, masywnej lasce z drewna, wypasał bydło. W panujących czasach był to widok niezwykle rzadki, ponieważ zwierzęta masowo wymierały, a zielone pastwiska były w ogromnej mierze zastąpione przez czerwoną pustnię. Jednak tutaj wciąż rosła trawa i dało się dostrzec okazjonalne drzewa, z których dochodził śpiew ptaków. Tylko szkarłatne niebo zdradzało przemiany, jakie zaszły od czasów panowania Ishtar.
Niewielki oddział uzbrojonych wampirów zmierzał w kierunku pasterza. Na jego czele stał dyplomata odziany w czarną, luźną szatę, natomiast tuż obok niego znajdowała się czarna figura, pochodząca z samej armii tysiąca dusz. Świadczyło to o wysokiej randze tej ekspedycji.
Starzec nie był wzruszony obecnością dzieci mroku i cała jego uwaga pozostawała skupiona na pasących się krowach. W końcu wampir dyplomata zbliżył się do pasterza na odległość paru kroków i przemówił:
- Na tych ziemiach dochodzi do anomalii, które stały się źródłem niepokoju i stoją w sprzeczności z polityką zjednoczonych państw kontynentu. Na rozkaz samej Ishtar, królowej mroku, mieszkańcom tego nienaturalnie zielonego regionu odmawia się prawa do próby krwi. Starcze, czy masz ostatnie słowa, zanim zostaniesz poddany egzekucji, a twoje zielone pastwiska zostaną spalone?
Potężna czarna figura wyjęła miecz z pochwy i skierowała głownię na podstarzałego pasterza, który dopiero wtedy odwrócił  się twarzą do zakłócających spokój, nieproszonych gości.
- Moje słowa nie mają żadnego znaczenia, lecz moje czyny z pewnością przykują uwagę waszej królowej. Tej samej kobiety, która rozgniewała bogów. Bogów, którzy nigdy nie ingerowali w losy tego świata, aż do tej chwili.
Pasterz zacisnął dłoń na lasce i głosem, który od tej pory brzmiał nieludzko, rzekł:
- Istota zrodzona z czarnej magii, bez własnej duszy, zaburza równowagę tego świata. Moje imię? Weles. Wasz koniec? Bliski.
Z drewnianej laski emanowała wyczuwalna energia, która objawiała się w formie białego światła. Czarna figura natychmiast zareagowała i uniosła swój miecz w celu zgładzenia Welesa. Starzec był szybszy i za pomocą magicznego zaklęcia sprawił, że na powierzchni wojownika armii tysiąca dusz pojawiły się pęknięcia, z których wydobywała się energia. Chwilę potem czarna figura eksplodowała, uwalniając pokłady mocy i zabijając stojące nieopodal wampiry. Pasące się krowy pozostały niewzruszone całą sytuacją, a Weles powolnym krokiem kroczył przed siebie, w stronę przeklętych ziem trawionych czerwoną pustynią.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Magowie przyszłości

Noc była jeszcze młoda i wiedziałem, że spotkam tu jednego z dilerów. Tuż pod niebieskim neonem dostrzegłem osobnika przypominającego jaszczurkę. To znak rozpoznawczy członków gangu reptilian, którzy dokonują tego typu modyfikacji ciała. Ten konkretny okaz miał skórę pokrytą łuskami, pionowe źrenice, a do tego jeszcze kolce wystające z łepetyny. –  Tyle wysiłku, żeby wyglądać jak klaun. –  Co powiedziałeś? – zapytał podirytowany jaszczurolud. Stanąłem tuż przed nim, zdjąłem kaptur i tym samym pozwoliłem zobaczyć, że niemal cała moja głowa jest pokryta metalowymi wszczepami, płytami ochronnymi oraz okazjonalnie wystającymi kablami. – Powiedziałem, że po tak obszernych modyfikacjach ciała jesteśmy skazani na czerwoną burzę. Masz trochę? – Co jest kurwa?! Przecież jesteś jednym z magów. Nie rozmawiam z czarodziejskimi pomiotami. Precz mi stąd, bo jak ci... Złapałem go za gardło i lekko uniosłem. Moja mechaniczna ręka była w stanie miażdżyć głazy, więc chwila nieuwagi mogła sprawić, że z j

Cyberpunk i demony

Zostałem zaprowadzony do ciemnej piwnicy. Wejście w podłodze było ukryte pod beczką wina, co uznałem za mało wyrafinowaną metodę maskującą, lecz gdyby się nad tym zastanowić… Bezpieczeństwo Baelena miało być zagwarantowane głównie za sprawą faktu, iż nikt normalny nie udaje się w tą dzielnicę bez wyraźnego zaproszenia jednego z przedstawicieli przestępczego światka. Innymi słowy większość nieproszonych gości zadających zbyt wiele pytań po prostu znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Pierwsza część opowiadania: Świat przepełniony magią . Mój przewodnik opuścił mnie bez słowa, co gorsza zamykając za sobą wejście. Teraz stałem samotnie w całkowitych ciemnościach i zastanawiałem się, czy ktoś ponownie spróbuje mnie zabić, być może tym razem odnosząc sukces. Wtedy usłyszałem jego głos. Brzmiał mniej więcej tak jak to sobie wyobrażałem, jakby został wygenerowany przez maszynę, jakiś syntezator, czy coś w ten deseń. - Każdy kto wyrywa mnie z cyberprzestrzeni bez dobrego powodu, ewent

Tydzień na obcej planecie

Wpis do dziennika: lądowanie. Zostałem zrzucony na planetę B-88-G-62. Lądownik wyposażono w zapasy oraz aparaturę do utrzymania mnie przy życiu na okres tygodnia. Nie jestem naukowcem. Nie umiem przeprowadzać żadnych badań, nie wiem jaki jest skład atmosfery, ani dlaczego wszędzie jest tylko piach i kamienie. Nie jestem w stanie wyciągnąć jakichkolwiek wniosków z przemierzania piaszczystych wydm tego miejsca. Nie wiem na co zwracać uwagę i czego szukać. Jak już mówiłem, nie jestem naukowcem, ale zostałem tu zesłany. Moją rolą jest odbyć wyrok i zostać królikiem doświadczalnym. Mogłem trafić do więzienia na wiele lat, albo wystąpić na ochotnika do tej misji. Federacja robi tak już od ładnych paru lat. To znaczy… od ładnych paru lat z mojej perspektywy, kiedy byłem jeszcze na rodzimej planecie, zanim trafiłem do hibernacji w podróży kosmicznej. Teraz mogło upłynąć znacznie więcej czasu. Kilka dekad? Jedno stulecie? Nie wiem. To nie ma większego znaczenia, ponieważ z mojej perspektywy cał