Przejdź do głównej zawartości

Przeklęty król

Przeklęty król siedział na swym tronie podpierając się jednym łokciem. Jego postawa sugerowała znudzenie. Był w trakcie przyjmowania darów od okolicznych krain, które chciały uniknąć wojny i tym samym godziły się na narzucane przez niego warunki pokoju.
- O wielki wojowniku, władco Caecus, synu Izbora, opiekunie całego kontynentu, bezwzględny niszczycielu nieposłusznych. Przyjmij proszę nasze dary, które stanowią symbol...
Bolemir przerwał wysłannikowi w połowie zdania:
- Czy to jakiś żart? Oczekujecie, że zadowolę się tymi nędznymi bibelotami? Jakby tego było mało, wydaje się wam, że osobistą wizytę waszego króla można zastąpić odwiedzinami jakiegoś dyplomaty łachmyty? Jeżeli Ancilla to poważne państwo, z pewnością nie widać tego po podejmowanych przez was decyzjach dyplomatycznych.
- Bolemirze, naszą intencją nigdy nie było urażenie twojej osoby. Mimo tego jestem zmuszony podkreślić, że Ancilla to niepodległe państwo, a chęć pozostania w dobrych relacjach nie jest równoznaczna ze składaniem tobie pokłonów przez naszego władcę. Proszę o wyrozumiałość.
- Okazałem wyrozumiałość w chwili, gdy przegoniliście moje niewielkie oddziały patrolowe z waszych ziem. Ich jedynym celym było zbieranie symbolicznego podatku oraz informowanie mnie o nastrojach panujących w Ancilii. Okazałem wyrozumiałość, gdy odmówiliście przekazania części waszych wojsk pod moją kontrolę, mimo iż doskonale zdajecie sobie sprawę ze strat, jakie ponieśliśmy podczas wielkiej bitwy o niepodległość.
W tej chwili Bolemir wstał z tronu i powolnym krokiem zaczął zbliżać się do swojego rozmówcy.
- Okazałem wyrozumiałość, gdy odmówiliście powołania nowego urzędu w postaci doradcy króla Ancilii, wskazanego przeze mnie. Okazuję wyrozumiałość nawet teraz, gdy wysłano do mnie takiego nędznego obdartusa, jakim niewątpliwie jesteś Lutfrydzie. - Po tych słowach syn Izbora położył dłonie na twarzy Lutfryda, po czym z całych sił wbił kciuki w jego oczodoły.
Przeraźliwy krzyk dyplomaty rozległ się po całej sali tronowej i wprawił zebrany tłum w osłupienie.
Bolemir nadal trzymał swoją ofiarę i kontynuował przemowę:
- Macie mnie za głupca?! Jeśli tak, to najwyższa pora abym zakończył okazywanie wyrozumiałości, a ty drogi Lutfrydzie, pozwolisz mi to dogłębnie wyrazić.
Bolemir cisnął dyplomatą o podłogę. Jego głowa gruchnęła po uderzeniu o twarde podłoże. W międzyczasie królewscy strażnicy pojmali przyboczną ochronę Lutfryda i oczekiwali na dalsze rozkazy. Syn Izbora skierował swoje spojrzenie w ich kierunku i rzekł:
- Nie zdołaliście wywiązać się ze swojej ochronnej roli, bo dyplomata nie żyje. Może chociaż uda wam się przetransportować jego głowę do Ansgarda, króla Ancilii? Cierpliwości, zaraz dokonamy dekapitacji.

Pierwsza część opowiadania: Magiczny miecz tysiąca dusz.

Trudna sztuka dyplomacji

- Sąsiednie państwa chcą mnie upokorzyć. Nie mam prawdziwej armii ze względu na druzgocące straty poniesionie w trakcie bitwy z Haragius. Chcą to wykorzystać... Nie pozwolę na to!
Wielu było zdania, że Bolemir postradał zmysły. Niektórzy posuwali się o krok dalej, twierdząc że władzę w państwie sprawuje przeklęty król. Jednak nikt nie miał odwagi powiedzieć tego otwarcie. Złe słowo na temat władcy Caecus mogło paść co najwyżej w domowym zaciszu i było ostrożnie skierowane do najbliższych członków rodziny. Wewnątrz państwa roiło się od szpiegów Bolemira. Kiedy donosili mu o jakimś niepokojącym zachowaniu, kara mogła być tylko jedna i zawsze miała stanowić przestrogę dla innych, dlatego też przybierała formę publicznej egzekucji, poprzedzonej torturami.
Syn Izbora nigdy nie wykazywał zamiłowania sztuką dyplomacji, dlatego też nie przychodziła mu ona z łatwością w chwili gdy został nowym królem państwa Caecus. Czuł się upokorzony postawą sąsiednich krain i pragnął jedynie zemsty. Mimo tego miał poważny dylemat, ponieważ państwu brakowało armii z prawdziwego zdarzenia. Siedząc na swym tronie, oparł głownię miecza tysiąca dusz o podłoże i obracał nim, trzymając za rękojeść. Zamyślił się. Zaczął się zastanawiać nad losami potężnego nekromanty, który był twórcą tego legendarnego, zakazanego miecza. To prawdopodobnie najpotężniejszy użytkownik czarnej magii, jaki stąpał po tym świecie. Z pewnością znalazł sposób na uzyskanie nieśmiertelności i nawet dziś można go odnaleźć, być może nawet zaprosić do sojuszu? A jeśli nie, to być może stworzył  więcej artefaktów, których potęga nie zna granic, a które zostały ukryte i zapomniane przez współczesne narody?
Kilka następnych dni Bolemir spędził na przeszukiwaniu ogromnych księgozbiorów, od stuleci gromadzonych przez władców Caecus w zamkowej bibliotece. Dzięki tej praktyce syn Izbora uzyskał wcześniej dostęp do informacji na temat magicznego miecza tysiąca dusz. Teraz liczył na odnalezienie jakichkolwiek informacji na temat potężnego nekromanty, który przyczynił się do stworzenia tej legendarnej broni. W międzyczasie dotarły wieści z Ancilii, która wypowiedziała wojnę królestwu Caecus. Jednak Bolemir nie był tym szczególnie zainteresowany, ponieważ znalazł to, czego gorączkowo szukał od ostatnich paru dni.
- Wiem gdzie spoczywają szczątki nekromanty. Wojna może poczekać.

Dzieci mroku

Syn Izbora dosiadł konia i pod osłoną nocy, w tajemnicy wyruszył w podróż do jaskini krwiopijców. Nie marnował ani chwili, pędząc bez jakichkolwiek postojów, w końcu wykańczając swojego rumaka. Ostatni odcinek podróży musiał odbyć na piechotę. Jaskinia znajdowała się tuż przy granicy z państwem Haragius. Miejsce to mroziło okolicznym chłopom krew w żyłach, ponieważ jak wierzono, skrywały się tu krwiopijcze istoty wyglądem przypominające ludzi, lecz w rzeczywistości będące przeklętymi dziećmi mroku.
Bolemir wkroczył do jamy przepełnionej mrokiem. Niestety nie był dostatecznie przygotowany, ponieważ nie zabrał ze sobą choćby jednej pochodni. Kroczył zatem powoli w zupełnych ciemnościach, pchany przez ekscytację jaka towarzyszyła mu na samą myśl o odkryciu szczątków potężnego nekromanty. Trudności z widzeniem w końcu przyczyniły się do jego potknięcia, co zaowocowało głośnym hukiem zbroi uderzającej o kamienne podłoże. Gdy tylko syn Izbora stanął na nogach, jego uwaga została natychmiast przykuta przez kobiecy śmiech dochodzący z głębi jaskini. Ostrożnie ruszył przed siebie, lecz po chwili zamarł w bezruchu, ponieważ tym razem śmiech... zdawał się dochodzić tuż zza jego pleców.
- Przybyłem odnaleźć miejsce pochówku nekromanty. Pragnę oddać mu cześć i liczę na pokłady mocy, jakich mogą dostąpić jego sojusznicy.
Kobiecy głos wydawał sie wskazywać na wyjątkowo dobry nastrój i przesadne rozbawienie:
- Sojusznycy? Ha, ha, ha... Ishtar nie ma sojuszników. Wyznaje jedynie miłość i wojnę, zatem twoja nierozsądna wizyta może się wiązać z tym pierwszym, bądź też drugim. Dokonałeś wyboru?
- Moje potrzeby zaiste są związane ze zbliżającą się wojną, jednak nie zamierzam toczyć jej z mieszkańcami tego miejsca.
- Czy w związku z tym jesteś gotów zaryzykować miłość? - po tych słowach kobieta położyła dłoń na policzku Bolemira.
- Jestem gotów podjąć się wszelkich prób, które zbliżą mnie do potęgi oferowanej przez nekromantę.
Syn izbora został zaskoczony pocałunkiem w usta, po którym zaczęło mu się kręcić w głowie. Po krótkiej chwili stracił przytomność. Obudził się na wielkim łożu, znajdującym się w potężnej jamie, tym razem dobrze oświetlonej przez regularnie rozmieszczone pochodnie. Widok luksusowego mebla stojącego w tak surowym otoczeniu, jakim jest serce jaskini, był niecodzienny.
- A więc pragniesz silnej armii?
Martwym oczom Bolemira ukazała się sylwetka pięknej, nagiej kobiety, której nieludzką naturę zdradzały jedynie długie kły oraz szkarłatne tęczówki. Powolnym, ponętnym krokiem zbliżyła się do łoża, po czym powiedziała:
- Mam na imię Ishtar. Seks, pożądanie, płodność, a także wojna i władza, stanowią żywioły, którymi się posługuję. Istnieję niemal od początków tego świata, lecz gdy zostałam pokonana, byłam zmuszona do życia w ukryciu. Stworzyłam miecz tysiąca dusz, ponieważ wiedziałam, że z jego pomocą odnajdę godnego ojca moich dzieci. Nie jesteś już zwykłym śmiertelnikiem. Pozwoliłeś na rozszarpanie swojej duszy, a teraz stąpasz po ziemi, jak pusta skorupa przepełniona gniewem i desperacją. Jednak drzemie w tobie królewska krew i wielka siła, składniki, które w połączeniu z moją czarną magią, w zaledwie tydzień pozwolą nam na przywołanie armii mroku. Urodzę dla ciebie armię pół ludzi, pół przeklętych. Wykorzystamy ją do tego, żeby wyrwać serce tego świata i skonsumować je w imię zemsty.
Słynny nekromanta okazał się być długowieczną wampirzycą, zgłębiającą tajniki czarnej magii niemal od początku znanego świata. W przeszłości pokonana i zepchnięta do ukrycia w mroku, teraz zamierzała wykorzystać nasienie przeklętego króla do stworzenia plugawej armii pół ludzi, pół demonów. Umożliwiało to zakazane zaklęcie, które wiązało się z wywołaniem gniewu samych bogów.

Trzecia część opowiadania: Armia ciemności.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anomalia w statku kosmicznym Atena

Gdy tylko doktor Kelly postradał zmysły i zaczął mordować wszystkich mieszkańców habitatu, wiedziałem co muszę zrobić. Ubrałem skafander i wyruszyłem w podróż w nieznane. Lepsze to, niż bycie zaszlachtowanym przez obłąkańca. Do tej pory tylko Kelly wyruszał na regularne misje badawcze poza habitat, podczas których mógł być narażony na kontakt z wędrującą energią. Wiedzieliśmy o jej istnieniu i byliśmy ciekawi jej pochodzenia oraz wpływu na ludzki umysł. Mimo tego, podjęte przez nas ryzyko było całkowicie zbędne. Niestety zrozumiałem to stanowczo za późno. Prawda jest taka, że nie powinniśmy byli wysyłać żadnych ludzi poza habitat, w chwili gdy odczyty wskazywały na obecność wędrującej energii. Nasza skromna misja naukowa po prostu nie była do tego odpowiednio przygotowana. Teraz znajduję się na bezkresnej pustyni i zmierzam przed siebie. Moim jedynym celem jest pewna śmierć na powierzchni obcej planety, która zafascynowała mnie do tego stopnia, że pozwoliłem sobie na złamanie podstaw...

Chwila zapomnienia

Miecz w dłoń i do boju. Naprawdę myślałem, że to będzie takie proste. Wyobraziłem sobie, że ruszę przed siebie i zacznę zgładzać moich wrogów, jeden po drugim. Niestety rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje oczekiwania. Zostałem zraniony i schwytany do niewoli. Teraz leżę na zimnym kamieniu, w samym sercu podziemnego lochu, gdzie jedynym źródłem światła są oszczędnie rozmieszczone pochodnie na ścianach. Mam dużo czasu na przemyślenia, więc zastanawiam się między innymi nad tym, czy cała ta wojna ma jakikolwiek sens? Jakie to ma znaczenie kto wygra a kto przegra, skoro ostatecznie chodzi jedynie o napełnienie kieszeni jednego z panujących władców. Tacy prości ludzie jak ja, mają swoje własne zmartwienia, które ostatecznie nikogo nie obchodzą. Przykładowo, leżę w ciemnym lochu i oczekuję na dzisiejszą walkę, ponieważ strażnicy wymyślili sobie, że będą organizować potyczki między więźniami. Dlaczego to robią? Bo mogą. Bo nasz los nikogo nie obchodzi. Bo jestem jednym z wielu anonimow...

Magiczny miecz tysiąca dusz

Bolemir zdawał sobie sprawę, że zaklęcie wkrótce go zabije. Musiał zatem podjąć trudną decyzję: otworzyć zaciśniętą dłoń i pozwolić aby miecz tysiąca dusz zniknął na zawsze, nie pozostawiając po swym istnieniu choćby najdrobniejszego śladu, albo trzymać zaciśniętą dłoń na rękojeści, aż zaklęcie skonsumuje jego duszę. Zważywszy na poświęcenie z jakim Bolemir, syn Izbora, ciężko chorego króla państwa Caecus, podjął się poszukiwań legendarnego, niemal tak starego jak cały znany świat, zakazanego miecza tysiąca dusz... odpowiedź zdawała się być jasna. Syn Izbora musiał wytrwać proces trawienia duszy do samego końca. Jego przeraźliwy krzyk rozległ się po całej krypcie, a usłyszały go nawet demoniczne istoty, od wieków skrywające się w mrocznych zakątkach tego przeklętego miejsca. W jego oczach rozlała się bezkresna biel, z której emanowało światło, będące wynikiem przepełniającej go magicznej mocy. Była to zakazana siła, pochodząca bezpośrednio od tysiąca dusz najlepszych wojowników stare...